Czym jest miłość?

Dziś Dzień Świętego Walentego, patrona zakochanych. Zachęcamy do przeczytania rozmowy z doktor Małgorzatą Makowską - Brzychczyk, dziekanem Filii UJK w Sandomierzu, biologiem i coachem rozwoju osobistego. Rozmowa ukazała się w ostatnim numerze Tygodnika Nadwiślańskiego. Publikujemy ją dzięki uprzejmości redakcji.

- W przededniu walentynek postanowiłam porozmawiać o zakochaniu i miłości z biologiem. Spojrzymy zatem – jak się domyślam – na te uczucia za pomocą „szkiełka i oka”, czyli będziemy odzierać je z magii.

– Może Panią zaskoczę, ale moje podejście do biologii jest znacznie szersze niż standardowo postrzegane. Poszukując własnych odpowiedzi skończyłam kilka kierunków studiów i moje zainteresowania sięgają głęboko w tzw. nową biologię, biopsychologię, biofizykę kwantową, neuropsychologię, terapię pracy z ciałem, neurolingwistykę, zarządzanie zasobami ludzkimi, a nawet neurodietetykę. Zajmuję się także life coachingiem. Poza tym podążam za pewnym nowym trendem w nauce i dosyć mocno łączę tę wiedzę „szkiełka i oka” z podejściem filozoficznym opartym na rozwoju duchowości.

Z tego punktu widzenia na człowieka patrzy się całościowo, czyli na harmonijnie działający organizm składający się z ciała – materii oraz napędzającej ją energii, której możemy nadać pewne atrybuty zarówno biofizyczne, jak i duchowe. Zatem z pewnością w moim wykonaniu „obdzierania” tej wyjątkowej sfery życia człowieka, jaką jest miłość, z piękna i magii nie będzie, zwłaszcza że jestem wielkim miłośnikiem literatury, kina i muzyki, gdzie od miłości odmienianej przez wszystkie przypadki aż kipi.

– Jednak z opracowań naukowych dowiadujemy się, że miłość to nic innego jak kombinacja procesów chemicznych zachodzących w mózgu. Naukowcy są bezlitośni.

– Ma Pani na myśli naukowców tak zwanego nurtu paradygmatu, czyli klasycznych. Ja zaś nie opowiem o biologii z  podręczników. Ostatnie lata w  nauce to wiele odkryć, w tym nagrodzonych Noblami. Dzięki nim obraz człowieka znacznie zyskał na wielowymiarowości. Z punktu widzenia biologii nowoczesnej człowiek to więcej niż kości, mięśnie, skóra i inne narządy, więcej niż hormony i neurony, aczkolwiek i o tym warto wspomnieć. Ponadto warto dodać, że często miłość jest mylona z innymi stanami emocji i ciała. Podstawowe nieporozumienie w tym względzie to często stawianie znaku równości pomiędzy zakochaniem a miłością. I to co, jak Pani określiła, opisują „na zimno” naukowcy to stan fizjologiczny zwany zakochaniem.

– Zatrzymajmy się przy „stanie fizjologicznym zwanym zakochaniem”. Co dzieje się w  organizmie, gdy jesteśmy zakochani?

– To stan odbywający się całkowicie na poziomie mózgu nieświadomego, w większości w jego najprymitywniejszych strukturach, oparty na reakcjach ciała. Po pierwsze, nie ma nic wspólnego ze świadomym wyborem, nawet jeśli tak nam się zdaje. Wiąże się zaś z subiektywnym postrzeganiem obiektu naszego „oczarowania”. Z punktu widzenia reakcji ciała zakochanie jest w dużej mierze doświadczeniem o podłożu erotycznym. W tym stanie złożona struktura naszego mózgu zwana ego znacznie się wycisza, co umożliwia niejako uwolnienie się od siebie i wrażenie „zlania się” z drugą osobą, w naszym odczuciu stanowimy jedność. Generalnie eliksiry biochemiczne powstające wówczas w ciele wprawiają nas w stan ekstazy, nasz mózg bowiem zaspokaja swój podstawowy program przetrwania pt. „nie jestem sam”.

– Powiedziała Pani, że wyboru partnera dokonujemy w dużej części nieświadomie. Co w takim razie decyduje o tym, że to ta, a nie inna osoba staje się obiektem zakochania?

– W  pierwszym momencie ogromną rolę odgrywa tu hipokamp, struktura w tak zwanym mózgu emocji, archiwizującym zdobyte przez nas od wczesnego dzieciństwa doświadczenia. Dużą rolę odgrywa tu zjawisko torowania – często bowiem zakochujemy się w  osobach, z  którymi dzielimy wspólne doświadczenia i głębokie przeżycia, ale też w osobach np. podobnych do naszych idoli. Na nieświadomą decyzję o wyborze partnera wpływają również relacje społeczne według wzorca z dzieciństwa, a także utrwalone nastawienia, stereotypy i  archetypy. Przykładowo chyba najwięcej „szkody emocjonalnej” robi tu książkowy czy filmowy mit „miłości romantycznej”, takiej jak z „Love story” czy „Romea i Julii”, w których często fraza „będziemy na zawsze razem” zmienia się w dramat i ból rozstania. Mózg kolekcjonuje takie historie w sieci neuronalnej jako nasze własne przeżycia i często dąży do odgrywania takiego scenariusza w rzeczywistości.

– Motylki w brzuchu, zamglone spojrzenia, przyspieszone bicie serca to zatem nic innego jak „hormony miłości” czy – jak Pani powiedziała – eliksiry biochemiczne.

– Zanim do tego przejdę, dodam, że w naszym mózgu wzorce relacji partnerskich tworzą się w wieku 3-6 lat, gdy silnie rozwijający się mózg emocjonalny rejestruje wszystko, co dzieje się w tzw. triadzie rodzinnej. Oznacza to, że sieć neuronalna dziecka rejestruje jako idealny wzorzec relacje pomiędzy rodzicami oraz łączy je również z relacjami tata – dziecko i mama – dziecko. I to jest podstawowa gleba, na której kiełkują nasze pierwsze „zakochania”.

Wracając do działania owego wieloskładnikowego eliksiru, w  początkowej fazie procesu „zakochania” sprawia on, że mózg podświadomy, gdy trafi na partnera według swojego wzorca, robi wszystko, żeby nie widzieć prawdziwego oblicza drugiej osoby, czyli jej wad. Mówimy wszak, że diabeł nakłada wówczas różowe okulary. Patrząc jednak na chemię mózgu, początkowe zadurzenie to reakcja na stres, bowiem dość mocno uaktywnia się wówczas „guzik alarmowy” – jądro migdałowate, reagujące na zagrożenie. W końcu nie wiemy czy obiekt naszych westchnień odwzajemni nasze uczucie. Pojawiają się reakcje w ciele, np. motylki w brzuchu, brak apetytu, drżące ręce. Wszyscy to znamy. Receptory węchowe odbierają feromony wydzielane przez drugą osobę. Efektem tych reakcji jest zaślepienie, czyli ograniczony obiektywny osąd osoby kochanej. Duża dawka noradrenaliny wprowadza mózg w stan euforii. Serce bije tedy szybciej i wzrasta ciśnienie krwi. Jeśli wybrana osoba również „wpadnie w ten stan”, to wkrótce włącza się tzw. ośrodek nagrody, produkujący endorfiny, głównie fenyloetyloaminę, której duże ilości zawiera czekolada i zapach czerwonych róż.

– Do tego dołącza hormon szczęścia.

– Tak. Serotonina działa motywująco i ekscytująco. Ten koktajl neuroprzekaźników działa na jądro półleżące, które rozpoznaje przyjemność. Jednak podwzgórze stymuluje jednocześnie wydzielanie kortyzolu, wskazującego na poczucie lekkiego zagrożenia. W sumie dla mózgu i ciała zakochanie się jest ciężkiego kalibru nałogiem. Z neurobiologicznego punktu widzenia jesteśmy uzależnieni, zaślepieni i stajemy się na przemian odstresowani i zestresowani.

– Mówi się, że ów eliksir odpowiedzialny za stan zakochania działa niemal tak jak amfetamina.

– W uproszeniu tak, a zwłaszcza dotyczy to substancji hormonalnych zwanych endorfinami, bowiem są to endogenne, czyli wytwarzane przez organizm opiaty, które wywołują dobre samopoczucie, zadowolenie, wszelkie stany euforyczne, a jednocześnie tłumią odczuwanie bólu. Warto dodać, że na tym cała opisana przeze mnie reakcja się nie kończy, bowiem do eliksiru dołącza męski hormon testosteron i żeński estrogen, który stymuluje układ tzw. neuronów lustrzanych i osoby zakochane upodabniają się do siebie np. w gestach czy mimice twarzy. Stan takiego zauroczenia trwa od kilku miesięcy do roku i  wówczas najłatwiej o potomstwo. Do tej mieszanki wciąż dołączają dopamina i noradrenalina, wydzielane podczas np. seksu. Po kilku miesiącach w stabilnym związku w mózgach partnerów pojawia się oksytocyna, zwana „hormonem przytulania”, której biologicznym zadaniem jest wzmacnianie więzi i zaufania, budowanie przyjaźni i poczucia bezpieczeństwa w relacji.

– Stan zakochania mocno zmienia nasz umysł.

– Jeśli rozumiemy umysł jako mózg w działaniu, to odpowiedź brzmi „tak”. Jednak moim zdaniem umysł to coś znacznie więcej i wiąże się to z nową biologią i teorią biopola kwantowego. Aczkolwiek prosto rzecz ujmując, zakochanie wprawia nasz mózg początkowo w  stan silnego stresu i gotowości, by szybko wprowadzić go w stan uzależnienia, zaślepienia i ekscytacji oraz niezwykłej przyjemności. Jeśli jest to związek szczęśliwy i rozkwitnie w miłość, to może być czynnikiem niezwykle mocno wspierającym rozwój świadomości.

– Podobno gdy jesteśmy zakochani, piękniejemy.

– Reakcje ciała zakochanego człowieka faktycznie poprawiają na poziomie fizjologicznym jego wygląd, wszak ma być atrakcyjny dla obiektu swoich westchnień. Eliksir miłości stymuluje regenerację, wzmacnia odporność, pod jego wpływem poprawia się wygląd zewnętrzny, a w oczach pojawia się jaśniejący, zmysłowy błysk. Ważną rolę, oprócz innych hormonów szczęścia, odgrywa tu wazopresyna, zwana hormonem monogamii, która wraz z endorfinami poprawia nasz wygląd.

– Po pewnym czasie – jak długim, to sprawa indywidualna – wydzielanie „hormonów zakochania” spada i  ów stan mija.

– U większości osób tak, bowiem mózg wraca do swoich codziennych spraw, zatem się rozprasza. Po pierwszym odurzeniu naturalnymi opiatami, silnie włączają się wzorce wyniesione z  triady rodzinnej, stereotypy itp., co często generuje problemy. Dla mnie miłość to coś znacznie więcej niż kokainowy haj. Badaczka zagadnienia Helen Fisher twierdzi, że cudowny stan mózgu szczęśliwie zakochanych utrzymuje się do końca życia partnerów, a filozofie dalekowschodnie mówią, że trwa po uwolnieniu energii z ciała, zatem gdy zakończymy ziemskie życie.

– Zakochanie, okazuje się, łatwo zdefiniować. A czym jest miłość? Jak odróżnić, czy to już miłość czy zakochanie?

– W dużym uproszczeniu można rzec, że miłość to zbudowany na tym podłożu stan umysłu i  duszy. Miłość to wewnętrzny stan „bycia miłością”. Dopóki źródła miłości szukamy na zewnątrz, to tak jakby szukać w kominie św. Mikołaja. Prędzej czy później przyjdzie rozczarowanie. Prawdziwa miłość ma zawsze źródło wewnątrz nas. I jak się dwie takie osoby spotkają, to bingo.

 – Wróćmy jeszcze na chwilę do zakochania, które – jak już wiemy – jest po prostu stanem fizjologicznym. Czy w jego meandrach jest jednak coś, czego nie da się wytłumaczyć w naukowy sposób?

– Ależ oczywiście. Magią jest cudowna i tak złożona reakcja naszego ciała i umysłu na zakochanie, ale największą magią jest tu miłość. Nie taka z telewizji, malowana wszelkimi barwami nieszczęścia, bo to kateksje, koluzje, uzależnienia, pożądanie itp. Miłość dla mnie to pełna akceptacja drugiego człowieka. A magią jest to, że taka miłość dwojga ludzi promieniuje na świat, na ich otoczenie, które również staje się beneficjentem ich uczucia. Miłość to czynne uczucie, wymagające pielęgnacji. Taka miłość jest na zawsze, w chwilach dobrych i złych. Wie Pani, łatwo jest kogoś kochać, gdy jest dobrze, trudno kochać zawsze i dlatego chyba zakochanie jest powszechne, a miłość to droga wybierana i przemierzana rzadziej.

– Pani wykład na temat tego, co biologia ludzkiego ciała i psychiki mówi o miłości, wygłoszony w Filii UJK, spotkał się z ogromnym zainteresowaniem ze strony osób w różnym wieku. O czym to świadczy?

– Myślę, że powodem jest wciąż niewystarczająca wiedza ludzi o samych sobie, bowiem szkoła chętniej uczy o cyklach rozwojowych roślin niż o reakcjach emocjonalnych w naszym ciele. Moje wykłady opierają się na wielu dziedzinach wiedzy, ale również o duchowość. Bo powiem Pani, że moja wiedza wyrosła na własnych poszukiwaniach miłości. Były to drogi niełatwe i czasem kręte, ale nie zaprzestawałam poszukiwań. Być może tak wielu ludzi przychodzi na te spotkania, bo nareszcie w  lustrze widzą nieodkrytą część siebie i znajdują własne odpowiedzi.

– Obchodzi Pani walentynki?

– Dla mnie każdy dzień jest świętem tego typu, mam bowiem to szczęście, że w moim życiu jest miłość i związek z moim mężem jest oparty na niewygasającym eliksirze zakochania. Mimo że – powiem przewrotnie – wyznaczony naukowo czas na chemię zakochania minął, u nas jakby oparł się założeniom nauki. Mój mąż to również mój najlepszy przyjaciel, czyli ktoś, komu powiesz o sobie wszystko, nawet o największym bólu czy wstydzie, i masz pewność, że nie otrzymasz krytyki czy oceny, zaś miłość i zrozumienie. To jest ogromne poczucie bezpieczeństwa. I tego wszystkim czytelnikom życzę na walentynki i na każdy dzień powszedni.

– Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała MAŁGORZATA PŁAZA-SKOWRON

 

Nasz profil na Facebook
Tweeter
YouTube
Radio Fraszka