Niezapomniana burza nad Telegrafem

- Jeździectwo to dla mnie forma zarówno rehabilitacji, jak i pasji – mówi Karol Jędrzejczyk, student naszej uczelni i reprezentant Polski w paraujeżdzeniu. Rozmawia z nim Aleksandra Lanckorońska, studentka dziennikarstwa na UJK.

Ma 24 lata i głowę pełną marzeń. Kielczanin, Karol Jędrzejczyk, na co dzień studiuje na Uniwersytecie Jana Kochanowskiego edukację artystyczną w zakresie sztuk plastycznych. Jego specjalnością jest grafika projektowa i reklama, które są jednymi z jego wielu zainteresowań. Kolejną pasją Karola są konie, na których jeździ już dziesięciu lat w kieleckim Ośrodku Rekreacji i Hipoterapii MAAG. Tam właśnie, odkryto jego wielki talent i skierowano na pierwsze zawody. Od tego momentu rozpoczęła się kariera Karola, który jest osobą ze znacznym stopniem niepełnosprawności wynikającej z Mózgowego Porażenia Dziecięcego (z niedowładem spastycznym kończyn dolnych).

Aleksandra Lanckorońska: Jak zaczęła się Twoja przygoda z końmi?

Karol Jędrzejczyk: To był przypadek. Pamiętam to, jak dziś. 10 lat temu wybrałem się na spacer po lesie, na kieleckim Telegrafie. Nagle zaczęło padać. Złapała mnie ogromna burza. Szukając schronienia, dostrzegłem kątem oka stajnię. Wszedłem i zapytałem czy mogę przeczekać burzę ... No i czekam już tak, ponad 10 lat.

- Piękna historia. Każdy sportowiec, zaczyna swoją przygodę w danej dyscyplinie od rekreacji, a dopiero potem decyduje się na karierę sportową. Jak było z Tobą?

- Na początku jazda konna była dla mnie rekreacją. Następnie zaproponowano mi, jako osobie niepełnosprawnej, uczestnictwo w zajęciach hipoterapii. Trwało to jakieś dwa lata.  Po tym okresie, okazało się, że jestem na tyle dobrze „wyrehabilitowany”, że nie potrzebuję tych zajęć. Moja poprzednia trenerka stwierdziła, że warto popchnąć mnie na głębszą wodę, bym mógł rozwijać moje umiejętności jeździeckie i wykorzystać rodzący się talent. Właśnie wtedy, z moją obecną trenerką Magdaleną Uracz, zaczęliśmy pokazywać się na różnych zawodach i stale zwiększać zakres moich możliwości jeśli chodzi o parajeździectwo, które uprawiam do dzisiejszego dnia.

- Twoja, druga, jeździecka połówka to koń Luk. Jest on Twoim koniem czy należy do Ośrodka Rekreacji i Hipoterapii MAAG, w którym od początku trenujesz?

- Luk jest koniem mojej obecnej trenerki Pani Magdaleny Uracz. Jest to człowiek o wielkim sercu, dlatego użycza mi Luka bezpłatnie, bym mógł trenować z nim na co dzień, a następnie wyjeżdżać na wszelkie zawody i zdobywać kolejne sukcesy. W mojej dyscyplinie bardzo ważna jest współpraca z koniem. To nie tylko ja uczę się nowych elementów ujeżdżenia, koń także. Dlatego, tak ważne jest trenowanie i startowanie w zawodach w duecie z tym samym koniem, a my z Lukiem i moją mentorką rozumiemy się,  współpracujemy ze sobą i tworzymy zgraną drużynę.

- Od czterech lat należysz do kadry narodowej, uczestniczyłeś w wielu treningach i zawodach, nie tylko w Polsce. Czy Twoja dyscyplina jest popularna w naszym kraju? Jak wygląda to za granicą?

- Jeśli chodzi o środowisko osób niepełnosprawnych, to powoli, ale stopniowo rozszerza się grono zawodników. Pamiętam, jak jeszcze parę lat temu, była nas zaledwie garstka, kilka osób, około siedmiu,  może ośmiu. Nie jest to popularna dyscyplina, ale z pewnością ma potencjał rozwojowy. Jeśli chodzi o sytuację w innych krajach, to Polska jest z tyłu. Nie jest tragicznie, ale mamy pewne braki. Nie mamy tak profesjonalnego zaplecza trenerskiego, jak i zaplecza związanego z samymi końmi. Taka sytuacja trochę ogranicza nasze możliwości, co nie oznacza, że nie osiągamy międzynarodowych sukcesów. Są organizowane liczne szkolenia dla polskich trenerów i sędziów i myślę, że szybko nadrobimy wszelkie braki.

- Przeczytałam na Twojej stronie internetowej (www.karoljedrzejczyk.cba.pl), że masz  trzeci poziom, jeśli chodzi o parajeździectwo. O co chodzi z tymi klasami i ile ich jest?

- Są to poziomy jeździeckie. Każda osoba niepełnosprawna, która chce brać udział w profesjonalnych zawodach paraujeżdżeniowych, zobowiązana jest do przejścia badania kwalifikacyjnego. Przeprowadzają je wyszkoleni w tej profesji fizjoterapeuci. Badają oni stan fizyczny danej osoby i na podstawie specjalnej punktacji, przyporządkowują nas do odpowiedniego poziomu. Obecnie jest pięć poziomów, które opierają się na trzech podstawowych technikach jeździeckich.  Jest to: stęp, kłus i galop. Ja jestem obecnie na trzecim poziomie, opierającym się na stępie, z dużą przewagą kłusa.

- Ile trwa przeciętny występ i jak się do niego przygotowujesz?

- Na moim poziomie, jest to około czterech minut. Każdy występ to duży wysiłek, zarówno fizyczny dla konia, jak i psychiczny dla zawodnika. Nie możemy tak po prostu, wziąć konia ze stajni  i od razu rozpocząć swój występ. Musimy przede wszystkim rozgrzać konia i poćwiczyć z nim na tzw. czworoboku, tak by dobrze przygotować się na występ. Jeszcze parę lat temu, jeździłem na zawody myśląc o występie jako o całości, obecnie przed każdymi zawodami wybieram z mojego programu trzy rzeczy, które postanawiam wykonać na jak najwyższym poziomie moich umiejętności i skupiam się przeważnie na nich, oczywiście nie zapominając  o całej reszcie. Za każdym razem są to inne elementy ujeżdżania.

- Masz już na koncie kilka sukcesów. Z jakiego najbardziej jesteś dumny?

- Jestem w kadrze narodowej i uważam to za moje największe osiągnięcie sportowe. Mam szansę reprezentować Polskę, swoją rodzinę, klub sportowy, partnerów biznesowych oraz wielu ludzi, którzy pomogli i wciąż pomagają mi rozwijać mój talent. Spotkałem na swojej drodze wielu cudownych ludzi, którym jestem niesamowicie wdzięczny i mam nadzieję, że nie zawiodę ich.

Kolejnymi dużymi sukcesami są zdobyte prze ze mnie tytuły Halowego Mistrza Polski (lata 2015, 2016) oraz wicemistrzostwo Polski (2015, 2016). Nietypową rzeczą jest to, iż przez  te dziesięć lat nie spadłem z konia. Każdy pyta, jak to zrobiłem, a ja jakoś tak, po prostu się na nim trzymam (śmiech).

- Niedawno wróciłeś z zawodów w Katarze. To kraj, który charakteryzuje się zgoła innym klimatem niż Polska. Jak jeździ się w takich trudnych warunkach klimatycznych?

- Zawody w Katarze były bardzo prestiżową imprezą, poziom był wysoki, ale faktycznie, warunki klimatyczne jeszcze gorsze. Gdy wylatywałem z Polski, termometry wskazywały niewiele ponad 0 stopni Celsjusza, a w Doha było ponad 25 stopni. To był spory szok dla organizmu, dlatego tak ważna jest aklimatyzacja przy okazji zagranicznych zawodów. Upał w Katarze przeszkadzał, ale zawsze mogło być jeszcze cieplej, więc nie ma co narzekać. Taki jest tam klimat. O wiele bardziej przeszkadzała mi tamtejsza kultura i sposób bycia. Jak człowiek napatrzy się, jak traktuje się tam kobiety, to aż świeczki pojawiają się w oczach. Dla mnie - Polaka, to coś niewyobrażalnego.

- Jakie masz plany sportowe na przyszłość?

- Na pewno chcę cały czas trenować, jak najdłużej się da. Samo jeździectwo to dla mnie forma zarówno rehabilitacji, jak i pasji. Ja to po prostu lubię robić, ale wiem także, że musi się to kiedyś skończyć, bo wiecznie nie będę mógł startować w zawodach. Na razie, nie myślę jednak o tym. Żyję tym, co jest tu i teraz. Dlatego skupiam się na najbliższych zawodach. Chcę polecieć do Włoch i pojechać z Lukiem, jak najlepiej. Moim marzeniem jest również zakwalifikowanie się do Mistrzostw Europy w Szwecji. Odbędą się one pod koniec sierpnia,  a konkurencja jest duża. Do Szwecji mogą pojechać tylko trzy pary, a osób chętnych jest pięcioro, więc będę musiał pokazać swoją formę sportową. Poza sportem, mam też inne pasje, które chciałbym rozwijać. Jest to m. in. grafika projektowa i reklama. I tu współpracuję z Panem Michałem Souczkiem, który prowadzi Studio Reklamy i Druku, gdzie mogę rozwijać swoje zainteresowania jeśli chodzi o grafikę. Jesteśmy także partnerami biznesowymi, zawsze mogę na niego liczyć, jeśli chodzi o przygotowanie różnych materiałów związanych z promocją mojej kariery sportowej, a także po prostu, zwykłą przyjacielską rozmowę. Pan Michał jest człowiekiem o naprawdę wielkim sercu!

- Masz wiele planów i marzeń, ale masz także całe życie na ich realizację. Życzę Ci spełnienia tych marzeń i owocnej, dalszej kariery sportowej. Niech będzie jak najdłuższa. Dziękuję za rozmowę.

Aleksandra Lanckorońska

Ostatnia aktualizacja: Tomasz Nowak, 2017-07-06 10:29

Nasz profil na Facebook
Tweeter
YouTube
Radio Fraszka