"Ludzie typu 3B"

W czwartek, 9 czerwca w Wojewódzkim Domu Kultury w Kielcach odbył się studencki spektakl charytatywny pt. "Ludzie typu 3B". Interesującą recenzję tej sztuki przygotowała Karolina Klimczyk, studentka UJK.

W czwartek, 9 czerwca w Wojewódzkim Domu Kultury w Kielcach odbył się spektakl charytatywny pt. "Ludzie typu 3B" przygotowany przez Studenckie i Doktoranckie Koło Naukowe „Teatr C112” działające przy Instytucie Filologii Polskiej UJK. Sztuka była inspirowana "Ludźmi bezdomnymi" Stefana Żeromskiego.

Recenzję spektaklu napisała Karolina Klimczyk, studentka II roku I stopnia pracy socjalnej z rodziną.


„W Polsce jest więcej nauczycieli niż uczniów” – czyli kilka słów o „Ludziach typu 3B”

Zapewne każdy z nas zastanawiał się kiedykolwiek, jak potoczyłyby się losy bohaterów danego dzieła literackiego. W przypadku „Ludzi bezdomnych” autorstwa Stefana Żeromskiego, nietrudno o liczne wyobrażenia, dotyczące tego, czy Judym za siedem lat też będzie lekarzem i czy Podborska wpłynie w jakikolwiek sposób na jego późniejszą rzeczywistość. Członkowie Studenckiego i Doktoranckiego Koła Naukowego „Teatr C112” Instytutu Filologii Polskiej UJK, postanowili zaprezentować swoją własną wizję dalszej egzystencji bohaterów znanej lektury szkolnej.

Nie ukrywam, że wybierając się na spektakl zatytułowany, jako „Ludzie typu 3B” odczuwałam dość duży entuzjazm. Tak oryginalny tytuł już na samym początku napawał mnie optymizmem i ciekawością. W końcu nie każda osoba określiłaby bezdomnych, bezrobotnych i bezsłownych jako zupełnie odrębną kategorię ludzi – większość z nas mówiąc kolokwialnie nazwałaby ich po prostu klientami pomocy społecznej… Śmiem, zatem twierdzić, że taki tytuł już na wstępie skłania potencjalnego widza do wniosku, że coś co będzie miał okazję zobaczyć, będzie prowadziło go do głębszej refleksji.

Karolina Gregorczyk, pełniąc jednocześnie rolę scenarzysty, reżysera i aktorki, dokonała czegoś, czemu niewątpliwie należą się ogromne wyrazy uznania. Widząc niecałe dwie godziny spektaklu jestem w stanie stwierdzić, że pomimo młodego wieku tkwi w niej olbrzymi potencjał. Stworzenie tak wyjątkowej koncepcji nie wiąże się bowiem tylko i wyłącznie z umiejętnością „ładnego pisania”, czy kreatywnością – jest czymś znacznie poważniejszym, ze względu na fakt wymagania od twórcy szerokich zasobów wiedzy na gruncie literackim, jak i historycznym. Łączenie elementów mitologii greckiej z realiami współczesnego świata, wbrew pozorom stanowił zabieg nieco ryzykowny, jednak po obejrzeniu spektaklu, nie wyobrażam sobie „Ludzi typu 3B” bez tych detali. Wykorzystanie postaci mojr (greckich bogiń losu) to czysta kwintesencja artyzmu, jakiego w przedstawieniu absolutnie nie brakuje. Jednakże, obawiam się nieco, że dla niektórych widzów konkretne wątki mogą wydawać się nieco niezrozumiałe. Z drugiej strony, czy od przedstawienia, w którym wszystko jest powiedziane dosłownie, nie jest lepsze to, które zmusza do intelektualnego wysiłku?  Metaforyczność spektaklu skłania potencjalnego obserwatora do pewnej refleksji dotyczącej naszej współczesnej rzeczywistości, w której nie brakuje problemów, chwil zwątpienia i trudnych wyborów. Wychodząc ze spektaklu targały mną liczne emocje, jak i wewnętrzne pytania „Czy warto?”, „Ile można jeszcze poświęcić w imię czegoś?” – jeśli taki był zamysł twórczy, to bez wątpienia się to udało.

W przypadku gry aktorskiej, obsada nie może mieć sobie absolutnie nic do zarzucenia. Michał Jas i Ewelina Cygan w rolach Tomasza Judyma i Joanny Podborskiej zaprezentowali się wyjątkowo korzystnie. Jednakże po obejrzeniu spektaklu nasuwa mi się pewien wniosek, a mianowicie to, że zazwyczaj oglądając jakieś dzieło, w szczególności zapadają nam w pamięć te główne role, na które z góry nakłada się obowiązek, że mają być najbardziej charakterystyczne. W „Ludziach typu 3B”, po kilku dniach od obejrzenia spektaklu, pamiętam doskonale każdą z granych postaci. Świadczy to o dużym wkładzie i potencjale młodych artystów, którzy niezależnie od tego, czy grają Judyma, czy konsultantkę telefoniczną, starają się, by to właśnie ich postać wypadła wyjątkowo na tle innych. Aktorzy udowodnili swoje umiejętności pod względem świetnej modulacji głosu, jak i ukazywania konkretnych emocji, dzięki czemu postacie nie były w żaden sposób przerysowane, a ciekawe i barwne.

Niezwykle istotny wątek w sztuce, stanowi uczucie, istniejące pomiędzy Podborską a Judymem. Zapewne, czytając słynną powieść Żeromskiego, każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu jest w stanie przypomnieć sobie, co łączyło bohaterów na kartkach książki, a motyw rozdartej sosny jest jednym z tych, które zdecydowanie zapadają w pamięć. Spektakl ukazuje to uczucie z nieco innej perspektywy. Od czasu ostatniego spotkania bohaterów minęło kilka lat. Czy przez ten czas się zmienili? Czy też może w głębi duszy nadal są tacy sami, a jedyne co uległo metamorfozie to to co otacza ich w aspekcie materialnym, rzeczowym? Przedstawienie jest o tyle niezwykłe, że wiele rzeczy nie jest powiedziane wprost, a relację tych dwojga każdy z nas może interpretować w inny sposób. Zapewne niektórzy zobaczą w nich parę niezdecydowanych ludzi, którym upływ czasu przysporzył jedynie zmarszczek czy więcej problemów. Jednak wśród widzów znajdą się i tacy, którzy w aktorach będą w stanie rozpoznać siebie na przełomie konkretnych momentów własnego życia.

W „Ludziach typu 3B”, występuje dość specyficzne poczucie humoru. Ja osobiście lubię ten rodzaj groteski i przede wszystkim pewną dozę inteligentnych żartów, które pobudzają jednostkę do wyjścia poza bariery swoich myśli. Anegdoty, wypowiadane podczas kwestii konkretnych aktorów, nie były w żaden sposób przerysowane, czy też płytkie – wręcz przeciwnie, nawiązywanie do współczesnych projekcji telewizyjnych, czy też cytatów twórcy „Alchemika” mnie osobiście niezwykle rozbawiło. Sprawa wygląda podobnie w wykorzystywaniu elementów współczesnych sporów i kontrowersji, jak chociażby marihuany. Dodanie tego wątku do scenariusza było bardzo odważnym krokiem, który nie tylko wywołał na twarzach widzów wiele uśmiechu,  ale udowodnił, że w życiu warto łamać pewne konwenanse i sztywne reguły, a tak zwane „tematy tabu” nie powinny istnieć nawet na deskach teatru.

W całym obrazie, w którym nietrudno zauważyć elementy przeplatane humorem i groteską, możemy dostrzec również momenty, które ewidentnie nas wzruszą. Mam tutaj na myśli odwołania do dzisiejszego ciągłego pośpiechu, poświęcaniu tego, co ważne w obronie wyimaginowanych ideałów, czy też zapominaniu o tym, co w życiu najważniejsze.

Elementy sceniczne, jak i nastrojowa muzyka dopełniały treść sztuki. Z błyskotliwym scenariuszem, świetną grą aktorską, współgrały wręcz rewelacyjnie. „Teatr C12” przedstawił spektakl godny uznania, który mógłby śmiało konkurować z dziełami znacznie starszych pod względem stażu grup teatralnych.

Podsumowując, osobiście bardzo cieszę się, że miałam okazję uczestniczyć w tak świetnym przedsięwzięciu. Czy jest coś, czego żałuję? Zdecydowanie jest to, mimo wszystko zbyt mała liczba gości obecnych na przedstawieniu. To przykre, że nasze współczesne, polskie realia, pomimo dostępności niektórych form aktywnego uczestnictwa w życiu kulturowych, spotykają się ze zbyt małym zaangażowaniem ze strony społeczeństwa.

 

 

 

Ostatnia aktualizacja: Izabela Rzepecka, 2016-06-30 09:28

Nasz profil na Facebook
Tweeter
YouTube
Radio Fraszka