Strażnik języka polskiego

Językoznawca, znawca mediów, skromny człowiek. Taki jest profesor Walery Pisarek, nowy doktor honoris causa Uniwersytetu Jana Kochanowskiego.

Strażnik języka polskiego

Językoznawca, znawca mediów, skromny człowiek. Taki jest profesor Walery Pisarek, nowy doktor honoris causa Uniwersytetu Jana Kochanowskiego.

„Cokolwiek w życiu robię, staram się to robić jak najlepiej” takie jest motto profesora Walerego Pisarka. A jak pokazuje historia jego życia, wiele w nim musiał się starać.

POCHODZĘ Z POLSKI

Formalnie jest Góralem. – Urodziłem się w Rabce. Dość przypadkowo, bo mama przebywała wtedy w uzdrowisku – mówi profesor Walery Pisarek, który 31 maja obchodził 83 urodziny. Dziś mieszka w Krakowie, ale dzieciństwo spędził w kieleckim. – Śmiało można tak uznać, gdyż mieszkałem w Radomiu, który administracyjnie należał do województwa kieleckiego. Czuć było w Radomiu zazdrość, że to nie Radom jest stolicą województwa, a Kielce. Potem los rzucał go w różne miejsca. – Kiedy ktoś mnie pyta skąd pochodzę, zwykle odpowiadam, że z Polski.

RADOM, LUBLIN, KRAKÓW

Młode lata dzielił pomiędzy Radomiem a Jaszczowem na Lubelszczyźnie. W Jaszczowie rodzice profesora kupili pozostałości po majątku Juliusza Poniatowskiego, przedwojennego ministra rolnictwa. Sielskie dzieciństwo przerwała druga wojna światowa, po wojnie nie było lepiej. – W 1947 roku miałem okazję spędzić parę miesięcy w baszcie zamku w Lublinie. Trafiłem tam do więzienia – mówi Walery Pisarek. Był to trudny czas pierwszych wyborów w Polsce, początek nowej epoki, Polski Ludowej.  – Uciekam od martyrologii – profesor kończy ten wątek. Więcej uwagi poświęca lubelskiej baszcie. – Dopiero teraz będzie remontowana i urządzana - mówi. Już wtedy wiedział, że zostanie polonistą. Początkowo miał studiować na Katolickim Uniwersytecie Lubelskiem, u profesora Juliusza Kleinera. Ten został przeniesiony do Krakowa, Walery Pisarek pojechał za nim. W 1949 roku został studentem pierwszego roku polonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Do gorących zwolenników nowej władzy nie należał. – Kolejny raz zostałem aresztowany, musiałem przerwać studia, ale to nie jest ważne. Ważne jest, że w 1957 roku wreszcie je skończyłem.  

PRZY ALEI RÓŻ

Rozmawiamy w mieszkaniu profesora na osiedlu Słonecznym, w Nowej Hucie. Obok mkną samochody aleją Róż. Do 1989 na końcu tej alei stał pomnik Włodzimierza Lenina. Walery Pisarek związał większość swojego życia z tym miejscem. – Już jako student przyjeżdżałem budować Nową Hutę. Poloniści byli zobowiązani do zwalczania analfabetyzmu. Każdy z nas dostawał osobę, którą władza zdefiniowała, jako analfabetę. Po naszych korepetycjach te osoby musiały się własnoręcznie podpisać – wspomina profesor. Miał swój wkład w zwalczaniu analfabetyzmu w Polsce Ludowej. – Dziś się z tego nie śmieję, bo każdy z nas poważnie traktował to zadanie.

NOWA HUTA

Student Walery Pisarek pomógł też władzy ludowej w wydobyciu węgla. Niesfornego młodziana skierowano do pracy w kopalni Brzeszcze. To trudna kopalnia, pokłady węgla są bardzo niskie i kilkanaście godzin trzeba pracować na kolanach. – Było ciężko, ale praca mi się podobała. Zdałem nawet egzamin na młodszego rębacza – mówi. W głowie pojawiła się nawet myśl o stałej pracy w kopalni. Być może zostałby sztygarem, gdyby nie Krystyna, późniejsza żona. Przyjeżdżała w odwiedziny jako kuzynka, bo tylko krewni mogli się widywać z więźniami, a taki status miał Walery Pisarek. – Absolutnie nie chciała, abym został górnikiem. Nie dlatego, że jest to coś deprecjonującego, ale dlatego, że jest to niebezpieczny zawód – mówi profesor. Wrócił do Krakowa i po skończeniu studiów dostał etat w Domu Kultury Huty imienia Lenina w Nowej Hucie. Szerzył kulturę w jednym z największych środowisk robotniczych w Europie. – To było sympatyczne. Czułem, że ci ludzie, którzy w dużej części pochodzili ze wsi, garną się do kultury. Dla nich Kraków i Nowa Huta były awansem społecznym. Wiadomo, był alkohol, były awantury, straszono Kraków przybyszami. Zdecydowana większość mieszkańców Nowej Huty to jednak ludzie, którzy chcieli wieść spokojny żywot mieszczan, umeblować mieszkanie, kupić samochód, wykształcić dzieci.

CZAS OŚRODKA

Z domu kultury w Nowej Hucie wyrwała Walerego Pisarka, dziennikarka Irena Tetelowska. Namówiła go do pracy w powstającym Ośrodku Badań Prasoznawczych. – Moja praca w ośrodku polegała na najpierw wyszukiwaniu błędów w prasie i przedstawianiu ich na zebraniach zespołów redakcyjnych – tłumaczy profesor. Z ośrodkiem związały się znane osoby: Zenon Klemensiewicz, Roman Ingarden, Henryk Markiewicz i Kazimierz Dobrowolski. – Żyłem sobie spokojnie wiele lat, zajmując się badaniem języka mediów. Z czasem już mniej wytykałem dziennikarzom niepoprawność językową, a skupiłem się na badaniu samego języka, używaniu słów i budowaniu zdań – mówi. Efektem badań jest książka „Retoryka dziennikarska”, która do dziś pozostaje podstawowym podręcznikiem na studiach dziennikarskich.

TRAGICZNY LOT

Przyszedł rok 1969. 2 kwietnia pod Babią Górą rozbił się samolot, wśród 53 ofiar tragedii był profesor Zenon Klemensiewicz i Irena Tetelowska, ówczesna dyrektor ośrodka. Wracali z posiedzenia Rady Naukowej Ośrodka Badań Prasoznawczych. – Też byłem na tym spotkaniu, ale nie poleciałem tym samolotem, tylko następnym. Poleciała nim Irena Tetelowska, która zostawiła psa samego i chciała jak najszybciej wrócić do domu w Krakowie – opowiada. Walery Pisarek został dyrektorem Ośrodka Badań Prasoznawczych i był nim aż do 2000 roku.

KLUSKA CZY KLUSEK

Lata siedemdziesiąte ubiegłego wieku to wyjątkowy czas dla profesora. Był już uznaną postacią w kręgach naukowych i dziennikarskich. W tym czasie stał się popularną osobowością telewizyjną. W 1974 roku w drugim programie Telewizji Polskiej ruszyła audycja „Studio 2”. Jej pomysłodawcą był Mariusz Walter, późniejszy założyciel telewizji TVN. „Studio 2” nadawano w wolne soboty i audycja szybko stała się ulubionym programem Polaków. Jego treść i forma były nowoczesne, odbiegały od nudnych programów, jakie w tym czasie emitowała telewizja. Rosnąca popularność „Studia 2” sprawiła, że przeniesiono je do programu pierwszego. Mariuszowi Walterowi udało się zaprosić do programu ciekawych ludzi, między innymi Aleksandra Bardiniego i Olgę Lipińską, program prowadzili: Bożena Walter, Edward Mikołajczyk i Tomasz Hopfer. Dużym wydarzeniem był występ w studiu szwedzkiego zespołu ABBA. - W programie miałem swoje okienko, „Lekcję języka polskiego”, tłumaczyłem zawiłości naszego języka. Stałem się znany i rozpoznawalny – mówi Walery Pisarek. Został postacią medialną. – Kiedyś jechałem na program do Warszawy i zderzyłem się furmanką, która zajechała mi drogę. Prosiłem przejeżdżających o pomoc, spotkałem się z życzliwością. W zamian za pomoc musiałem jednak powiedzieć czy mówi się „kluska”, czy „klusek” – wspomina profesor. W stanie wojennym „Studio 2” zostało zlikwidowane, Mariusz Walter pożegnał się z telewizją. Tym samym zabrakło w niej Walerego Pisarka.

PILNUJĘ JĘZYKA

To nie był koniec medialnej działalności profesora. W 1987 roku został przewodniczącym jury w Ogólnopolskim Dyktandzie, które do dziś odbywa się w Katowicach. – Zaprosiła mnie Krystyna Bochenek, pomysłodawczyni dyktanda i późniejsza wicemarszałek senatu – mówi. Krystyna Bochenek zginęła cztery lata temu w katastrofie lotniczej w Smoleńsku. Dyktando odbywa się nadal w katowickim centrum kultury, które nazwano imieniem Krystyny Bochenek. Patronuje mu nadal Rada Języka Polskiego przy Prezydium Polskiej Akademii Nauk, której pierwszym przewodniczącym i honorowym prezesem jest profesor Walery Pisarek. Z jego inicjatywy przed 15 laty uchwalono ustawę o języku polskim. – Zadaniem, które wykonuję przez większość swojego życia, jest dbanie o jakość języka polskiego – mówi profesora Walery Pisarek.

ZESPÓŁ PIEŚNI I TAŃCA

Rok 1989 był rokiem wielkich zmian. Ośrodek przestał być finansowany przez Robotniczą Spółdzielnię Wydawniczą „Prasa-Książka-Ruch”. – Ośrodek służył RSW jako „zespół pieśni i tańca”. Można było się nim pochwalić, zwłaszcza w kontaktach zagranicznych – mówi profesor Pisarek. Dziś to trudne do wyobrażenia, ale do 1989 roku RSW „Prasa-Książka-Ruch” była wydawcą niemal wszystkich tytułów prasowych w Polsce. 95 procent udziałów miała w nim Polska Zjednoczona Partia Robotnicza. Dla partii RSW była znakomitym źródłem dochodów. Po przemianach 1989 roku przestała istnieć. Ośrodek Badań Prasoznawczych stał się częścią Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wybrano taką możliwość zamiast prywatyzacji.

INTERNETOWE MANOWCE

Dziś profesor jest pracownikiem Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II w Krakowie. Nadal śledzi media, ich język. Także w Internecie. Niedawno został prenumeratorem tabletowym „Polityki”. – Szczerze przyznam, że od tego czasu czytam mniej artykułów. Lubię czytać przy jedzeniu, a nie da się spożywać posiłku, trzymając tablet w drugiej ręce – mówi. Może to właśnie jeden z tych błahych powodów, dzięki którym prasa drukowana przetrwa, pomimo spadku sprzedaży gazet. – Spadek sprzedaży gazet jest zrozumiały w czasach Internetu, laptopów, smartfonów i tabletów, ale Internet nie wyeliminuje całkowicie prasy drukowanej – uważa profesor. Jego zdaniem, Internet obecnie przeżywa pierwszy kryzys popularności. – Zaczyna go zżerać reklama, która jest w Internecie coraz bardziej nachalna. Kiedy wpisuję hasło wyskakują mi rzeczy, które mogę kupić, wyskakują reklamy związane z wpisanym hasłem. Stare informacje są wymieszane z aktualnymi. Czytelnika wprowadza się na manowce – uważa Walery Pisarek.

LICZY SIĘ JAKOŚĆ

Innym problemem jest selekcja zalewających nas zewsząd informacji. Setki kanałów telewizyjnych, portali internetowych, stacji radiowych i gazet cały czas starających się uatrakcyjnić i przyspieszyć przekaz. – Mogę porównać to do wizyty w ogromnej bibliotece. Nie mamy czasu na przeczytanie wszystkiego, pojawia się uczucie sytości bez konsumpcji. To jest podobne do oglądania produktów żywnościowych, gdy nie jesteśmy w stanie wszystkiego posmakować – mówi profesor Walery Pisarek. Musimy z tego natłoku wybrać coś najważniejszego, najlepiej przygotowanego. – To jest zadanie dla prasy, która kształtuje nasze gusta. Może nie dla dziennika, który przegra szybkością przekazu z telewizją, radiem i Internetem, ale dla czasopism, tygodników. Prasa powinna stawiać na jakość, nie tylko na szybkość – uważa Walery Pisarek.

ŚWIĘTOKRZYSZCZANIN

Początek czerwca 2014 dla Walerego Pisarka będzie się kojarzył z Kielcami. Dziś otrzyma tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu Jana Kochanowskiego. Żyje tym od kilku dni. – Myśląc o Kielcach, myślę o profesorze Marku Ruszkowskim, profesorze Tomaszu Mielczarku zajmującym bardzo ważne miejsce wśród polskich medioznawców. Myślę o profesorze Piotrze Zbrogu, choć on chciałby abym mówił Zbrógu – mówi. Dla Walerego Pisarka nasz region ma wyjątkowe znaczenie. – Mój ojciec urodził się w Furmanowie, w gminie Niekłań, a dziadek od strony matki pochodził spod Sandomierza. Śmiało możemy uznać, że jestem Świętokrzyszczaninem – mówi.

GNIAZDO POLSKI

Świętokrzyskiego Walery Pisarek uczył się z książki Pawła Jasienicy „Wisła pożegna zaścianek”. Jako student, w 1951 roku napisał recenzję tej książki dla dziennika „Słowo Powszechne”. – To reporterska opowieść o wędrówkach przez świętokrzyskie. Jasienica pokazał świętokrzyskie jako prawdziwe serce Polski, jako centrum polszczyzny od najdawniejszych czasów, od czasów Wiślicy. Do dziś patrzę na Świętokrzyskie oczyma Pawła Jasienicy. To we mnie zostało i w ciągu swojego życia przekonywałem się o bogatej tradycji tego regionu. Jestem przekonany, że Świętokrzyskie ma prawo nazywać się gniazdem Polski i polskości - kończy profesor Walery Pisarek, doktor honoris causa Uniwersytetu Jana Kochanowskiego.

Piotr BURDA

Nasz profil na Facebook
Tweeter
YouTube
Radio Fraszka