Atlas Układu Słonecznego - NIEZIEMSKA KARTOGRAFIA

Stanisław Mrówczyński

Zdobywcy zawsze rysowali mapy podbitych terenów; dzięki nim szczęśliwie wracali do domu, powodzeniem się kończyły kolejne wyprawy. Skoro podbój kosmosu należy do największych dokonań kończącego się wieku, nic dziwnego, że NASA sporządziła szczegółowy atlas naszych okolic - Układu Słonecznego. Zagubieni wśród kraterów Marsa znajdziemy teraz bez kłopotu drogę powrotną na Ziemię.

 Gdy w 1585 roku flamandzki geograf Gerhardus Mercator wydawał dzieło swego życia, nazwał zbiór map atlasem, przywołując imię siłacza dźwigającego ziemski glob. Wedle nieco innej wersji mitu Atlas miał wspierać na ramionach nie Ziemię, lecz cały nieboskłon. Uczynienie go patronem kosmicznych map wydaję się więc najbardziej właściwe. Jednak ich sporządzenie mogło być przez wieki jedynie marzeniem kartografów. Poznawanie naszego Układu Słonecznego postępowało powoli. Starożytni znali (poza Ziemią) jedynie pięć planet: Merkury, Wenus, Mars, Jowisz i Saturn. Tworzyły one wraz ze Słońcem i Księżycem grupę siedmiu wędrowców przemierzających firmament, w odróżnieniu do wszystkich innych gwiazd, poruszających się jedynie wraz z całym sklepieniem niebieskim. Liczba znanych planet pozostawała niezmienna aż do roku 1791, kiedy William Herschel zauważył w pogodną marcową noc blado świecący obiekt przemierzający nieboskłon. Okazała się nim być planeta krążącą wokół Słońca po orbicie dwukrotnie większej niż Saturn. Z czasem przyjęło się ją nazywać Uranem. Neptuna odkryto w 1847 roku. Precyzyjnie wyliczywszy trajektorię Urana, Urbain Jean Leverrier doszedł do wniosku, że inna planeta, obiegająca Słońce po jeszcze większej orbicie zaburza jego ruch. Wkrótce potem astronomowie z berlińskiego obserwatorium dostrzegli blade światło we wskazanym miejscu. Okrycie Plutona nastąpiło w podobnych okolicznościach. Badania ruchu Neptuna wskazywały na istnienie jeszcze jednej planety. Jednak dopiero po kilkudziesięciu latach, w 1930 roku, odnaleziono właściwy obiekt w morzu setek tysięcy świate.

W naszym Układzie Słonecznym zaobserwowano jeszcze wiele mniejszych obiektów. Galileusz odkrył pierwsze cztery księżyce Jowisza. Później okazało, że i inne planety mają swoich satelitów. Między orbitą Jowisza i Marsa wypatrzono całe mrowie planetoid. Nadawano im imiona mitologicznych herosów czy centaurów, nigdy jednak bogów; te były zarezerwowane dla planet. W roku 1992 odkryto stosunkowo nieduże ciała niebieskie na obrzeżach Układu Słonecznego. Stwierdzono tym samym, że system planetarny nie kończy się za orbitą Plutona. Tutaj rozciąga się świat drobnych i bardzo licznych lodowych ciał zwany pasem Kuipera, od nazwiska holenderskiego astronoma, który już w 1951 roku przewidział jego istnienie. Obszar ten jest jakby zamrażarką komet, skąd przybywają do nas, wyrwane przez grawitacyjne siły planet olbrzymów: Jowisza, Saturna, Urana i Neptuna. W czerwca 1997 roku doniesiono o zaobserwowaniu stosunkowo dużego ciała niebieskiego - planetoidy oznaczonej symbolem 1996TL66. Jej średnica wynosi 490 km, jest więc zaledwie pięć razy mniejsza od Plutona. Orbita ma wyraźnie eliptyczny charakter, a budulcem jest metanowy lód. Odkrycie tej planetoidy upewniło astronomów, że Pluton nie jest pełnoprawną planetą. Nie uformował się w miejscu, gdzie jest obserwowany. Jego budulcem, podobnie jak komet, jest metanowy lód, a orbita jest bardzo silnie wydłużoną elipsą. Jest niemal pewne, że trzy bardzo do siebie podobne ciała niebieskie z tego rejonu: satelita Neptuna - Triton, Pluton i jego księżyc Charon, przybyły, podobnie jak komety, z pasa Kuipera. Proponowano nawet, aby odebrać Plutonowi status planety obdarzonej imieniem antycznego boga i zdegradować do roli zwykłej planetoidy. Po gorącej dyskusji postanowiono jednak zachować tradycyjne imię. Przypuszcza się, że za pasem Kuipera rozciąga się jeszcze na odległość sto tysięcy razy większą niż promień ziemskiej orbity tzw. obłok Oorta z miliardami lodowych komet. O nim jednak niewiele jeszcze wiadomo.

Pierwsze mapy pozaziemskich obiektów powstały na podstawie obserwacji teleskopowych. Jednak tylko w przypadku Księżyca, a właściwie jego jasnej, widocznej z Ziemi strony, mapy owe były stosunkowo dokładne. Pierwsze zdjęcia ciemnej strony Księżyca dostarczyła dopiero Łuna 3 w 1959 roku. Przyjrzenie się innym planetom i ich księżycom też stało się możliwe dzięki sondom kosmicznym. Wenera 1 zbliżyła się w 1961 roku na 100 tyś km do Wenus. Na jeszcze mniejszą odległość doleciał wkrótce Mariner 2. Przeszło 20 misji radzieckich i amerykańskich pozwoliło na sporządzenie bardzo dokładnych map planety bogini miłości. Pomimo licznych niepowodzeń podczas wypraw na Marsa, powierzchnia czerwonej planety jest nieźle poznana. Mars jest regularnie fotografowany od 1965 roku, gdy dotarła do doń sonda Mariner 4. Po najbliższych nam planetach - Wenus i Mars, przyszła kolej na bardziej odległe. Po trwającej pięć miesięcy podróży Mariner 10 przesłał w 1974 roku zdjęcia Merkurego. Dzięki misjom Pioneera i Voyagera, a później Gallileo i Ulissesa poznaliśmy największą planetę naszego układu - Jowisza i jego 16 księżyców. Statki kosmiczne dotarły w końcu do Saturna i Neptuna. Obecnie brakuje nam tylko zdjęć powierzchni najodleglejszej planety - Plutona.

Przygotowany przez NASA atlas Układu Słonecznego wydany został w 1997 roku. Po zaledwie dwóch latach ukazała się jego polska wersja (R. Greeley, R. Batson, Atlas Układu Słonecznego NASA, tłm. A. Pilski, wyd. Prószyński i S-ka, 1999, cena 240 zł.). Na 400-stu stronach formatu A4 przedstawiono w uporządkowanej, ujednoliconej formie ogrom zebranych informacji dotyczących 26 największych ciał naszego słonecznego systemu. Niezwykłej urody mapy powierzchni planet, planetoid, księżyców uzupełniono artykułami o budowie tych obiektów i historii ich odkryć. Wyjaśniono skąd wiemy, to co wiemy.

(POLITYKA 18, 2000)